Gawren Zarević
30 | Zahirra | przyprawy i składniki alchemiczne | brygantyna „Wieczny” | współwłaściciel, drugi kapitan (handel i kontrakty) | śpiewa głośno, słyszy to, co ciche | wyjątkowy zmysł zapachu i czucia składników | potomek morskiej czarownicy, która złożyła się w ofierze Morzu Kości | stały bywalec Targowiska i Tawerny Mokra Doris | od kilku tygodni ossanorski glejt handlowy | z magicznymi dobrze się tylko pije i handluje | papuga Anyż
Magia drzemała w nim od zawsze. Zrodzona z krwi i morskich wód, oświetlana łuną morskich latarni w najdalszych zakątkach świata. Dziedzictwo, które zbyt długo czekało na kolejną pieśń. Wdzierało się pod skórę. Zabliźniało w ranach na przetartych dłoniach. Szeptało tak głośno, że nie potrafił już tego zagłuszyć. Choć wzburzone, czekało cierpliwie. Na jego słowo, na pozostawioną na policzku pełną soli łzę i na pierwszą pieśń, której nie odważy się już przerwać.
Ossanor był niepozornym sercem jego magii. Zatopionej przy kościach morskiego smoka, ojca pradawnej magii wód, przemawiającej szumem fal i biciem w płótna żagli.
Ossanor był przypadkiem. Miejscem zboczenia z trasy, chwilą zbyt długiego oddechu między wersami szant.
I został czymś więcej, choć nie był w stanie powiedzieć dlaczego.
Zaczął przemawiać jego ustami, łączyć zapach egzotycznych przypraw z wszechobecną wonią wzburzonego morza.
Handel był dla niego czymś więcej niż wymianą towaru. Zaczynał się od gestów — od rozplątania sznurów, od unoszenia wieka skrzyni, od chwili, w której pozwalał, by zapach wyszedł pierwszy. W Ossanorze uczył się, że dłoń wyciągnięta zbyt szybko budzi nieufność, a milczenie bywa lepszą walutą niż same słowa.
Przyprawy z Zahirry — kardamon, anyż, suszone korzenie i alchemiczne pyły reagowały tu inaczej, jakby wilgoć portu zmieniała ich charakter. Ale tylko on to wyczuwał. Miasto zostawiało w nich swój ślad, a on czytał go węchem, spojrzeniem i tempem oddechu rozmówcy.
W targowych rozmowach, w wymianie towaru i uścisku dłoni, znalazł sposób, by nie uciekać. Ossanor nie wymagał od niego wiary ani obietnic. Wystarczył czas.
I tak, skrzynia po skrzyni, obce miasto przestawało być już tylko przystankiem.

[Mam nadzieję, że nigdy nikt nie wybije mu Ossanoru z głowy! 🔥 Absolutnie magnetycznie opisujesz kapitana i te jego wewnętrzne szepty. Porywamy i chętnie utopimy 🤩]
OdpowiedzUsuńWieczór w tawernie, usytuowanej nieopodal dzielnicy rybackiej i cumujących statków, codziennie stwarzał prawdziwą ucztę dla zmysłów. Gdy słońce powoli chowało się za horyzontem, na niebie pojawiały się pierwsze cienie, a port tętnił życiem, które z każdym momentem nabierało intensywności. Dzień, czy noc, w Ossanorze nie pora miała znaczenie, a to, ile sił i soli wnosili do Mokrej Doris przybysze.
Wewnątrz tawerny panowała atmosfera ciepła i sytości. Drewniane stoły pozostawały zastawione kuflami i półmiskami przekąsek do piwa, zajęte przez rybaków, marynarzy i podróżników, którzy dzielili się opowieściami o morzu, przekonani, że każda z nich ma swój własny, niepowtarzalny smak. Światło lamp naftowych rzucało miękkie, migotliwe światło, które tańczyło na ścianach pokrytych morskimi motywami i starymi mapami, sprawiając że to co znane zmieniało wyraz niekiedy na makabryczny przez długie cienie.
Na zewnątrz, na nabrzeżu, słychać było niesione dźwięki wrzawy i rozmów — to rybacy, żeglarze i tutejsi, ich śmiech, odgłosy kroków na brukowanych uliczkach przed progiem i szum fal uderzających o burty statków. W tle rozbrzmiewał charakterystyczny charmider — towarzyszący wieczornym rozmowom i muzyce, tworzył niepowtarzalny klimat tej chwili. Często można było usłyszeć też odgłosy muzyki , granej na klawiszach lub strunach, które dodawały scenie wyjątkowego uroku. Muzycy którzy przychodzili do Mokrej Doris wiedzieli jak ukraść uszy klienteli.
Gdy zapadała noc, port ożywał jeszcze bardziej, niż za dnia. Gwiazdy błyszczące na niebie, światła latarń odbijające się w wodzie, tworzyły magiczny, migoczący pejzaż. Statki, z ich masztami i żaglami, tonęły w cieniu, a ich sylwetki kontrastowały z jasnym niebem i ukicznymi latarniami. W powietrzu unosił się zapach morza, soli, ryb i przypraw, które przypominały o codziennym trudzie i pasji rybaków.
Dla syreny więzionej wśród ludzi, był to świat obcy i zarazem już znajomy. Port to miejsce, gdzie czas zdawał się zwalniać, a nocne dźwięki i atmosfera tworzyły niepowtarzalny klimat, pełen tajemniczości i magii, przywołując na myśl opowieści o przygodach i niebezpieczeństwach morza. Bliskość wody sprawiała, że oddychała swobodniej, choć nieustannie czuła trud przetrwania.
UsuńJej spojrzenie było ciemne i głębokie, sięgało do dna duszy, mogło wwiercić się w głowę i namącić w zmysłach, popchnąć do niechlubnych czynów, a później zostawić nieszczęśnika z ogromnym bólem pod czaszką i rozmytą pamięcią. Jej spojrzenie mogło zabrać wolę ostatniego oddechu, opróżnić sakiewki schowane pod koszulą i odebrać wszystko, co stanowiło o jestestwie - każdy sekret, fantazje i niewypowiedziane nawet szeptem grzechy. Mogła sięgnąć pod skórę, prosto do szkieletu i wyrwać go gładko z obleczonego skórą i włosami ciała, a nie mrugnełaby jej przy tym powieka. Stać ją było na wiele, ale to wszystko obdarłoby ją z pozorów, które jak ciepły plaszcz chroniły jej obecność w Ossanorze. A Seline ceniła sobie spokój i pozorny porządek, w jakim teraz żyła, choć serce jej nierozerwalnie związane było z wodą i wzywało ja każdego dnia i każdej nocy do powrotu w morze.
Kiedy było blisko północy, a drzwi huknęły głośno, spojrzała tam krótko. Długie płomienne włosy podwiązała w wysokiego koka i miała już zakazane rękawy nad łokcie, uwijając się szybko i z gracją. Do środka wszedł pierwszy wysoki, szczupły mężczyzna, za nim inni, lecz nikt nie przyciągnął jej uwagi na dłużej. Pochyliła się do starego kapitana, który siedział najbliżej i zabrała mu spod nosa pusty już kufel, wymieniając na nowy, lśniący i pełen zimnego, pysznego piwa. Posłała mu przy tym słodki uśmiech i na kilka chwil pozwoliła zapatrzyć się na swoje jędrne piersi widoczne pod odchylonym materiałem koszuli luźno zawiązanej na dekolcie. Ludzie ją bawili, byli tacy puści i przyziemni. Rozczulala ją ich prostota.
Sięgnęła po szmatę i zaczęła wycierać drewnianą ladę, kątem oka obserwując nowych klientów, bo przecież zapewne ktoś tu niebawem podejdzie, zamawiać napitek.
Selinka
Spojrzała na niego z lekkim uśmiechem, którego nie powinien umieć odczytać od razu. W jej oczach krył się błysk, jakby od dawna czekała na ten moment, na niego właśnie, choć na twarzy malowało się coś więcej - odrobina ostrożności, a może i ciekawości. Każdy kto przychodził tu prosto z morza, przynosił jej opowieści z daleka przemycane wraz z solą na skórze i wiatrem osadzonym na kosmykach. Seline choć blisko wody, czuła się tu zatrzymana siłą na lądzie i łakneła tego, co było za linią horyzontu.
OdpowiedzUsuńZatrzymała się na chwilę przed nim, jakby rozważając, czy warto już teraz go obsłużyć, bo obok czekał kolejny pusty kufel do napełnienia. Po chwili, z delikatnym kiwnięciem głowy, podeszła bliżej, a jej dłoń ciepła i pewna spoczęła przed nim, blisko, otwarta i gotowa do przyjęcia zapłaty. Zahaczyła palcami o jeden z wiszących rzemyków, bo byla sroczką i lubiła ozdoby oraz świecidełka, ale nie to ją interesowało. Patrzyła mu w twarz bez żadnych cieni zawahania, chętna go obsłużyć, jeśli tylko sypnie solą.
- Dobrze, że wpadłeś - powiedziała cicho, jej głos niósł się jak szum fal, miękki i kojący. Zupełnie jakby i on miał wiedzieć, że tu, w ten wieczór, powinni się zobaczyć.
Ossanor to miejsce, które nie wybacza błędów. Tu każdy krok musiał być pewny, nawet jeśli serce mówiło coś innego. Seline przekonywała się o tym codziennie, budując swoje życie daleko od tego, napisało jej przeznaczenie. Była sprytna i cierpliwa, przyjmowała od losu swoje lekcje, ale nie miała ochoty się uczyć takich, które nakazywały jej pochylić głowę. Jak każda syrena, miała swoją dumę.
Z jej gestów przebijała się nuta wyzwania, jakby ostrzeżenie i obietnica jednocześnie. W jej spojrzeniu było coś, co przyciągało, ale i wywoływało lekki niepokój. Kto spojrzał w jej oczy, próbując odczytać ukryte znaczenie, ten poczuł, jakby cały świat wokół zwalniał. Potrafiła sprawić, że wokół wszystko cichło i zostawała tylko dwójka wpatrzonych w siebie w półmroku.
Poruszyła nagląco paluszkami, aby sypnął monetą i zaraz obróciła się wokół własnej osi, by sięgnąć czystego szkła i napitku. Mimo wszystko dobrze się czuła i doskonale odnajdywała w tawernie, tańcząc wedle własnych zasad. Miała przewagę nad tymi morskimi wilkami, choć nie w sile. Przesunęła palcem po wilgotnych i roześmianych ustach, jakby rozważając czy sama na ochotę się napić. Zerknela na młodego mężczyznę jeszcze raz, a w jej spojrzeniu pojawiła się iskra, jakby czekając na coś więcej, na decyzję, którą ona sama musi podjąć.
- Pokaż mi, że jesteś tego wart - szepnęła, nagle przechylona przez ladę w jego stronę, a w jej głosie dało się wyczuć zarówno wyzwanie, jak i prośbę ukrytą za tymi słowami.
Zignorowala silnego strażnika portu, który również po służbie przychodził się napić i przy okazji na nią popatrzyć. Podsunęła młodemu człowiekowi kufel prosto w dłoń, musnęła przy tym zalotnie jego palce i wiszące sznureczki przy nadgarstku i zatonęła na kilka sekund w jego oczach, przywołując go do siebie cichym melodyjnym i zaczepnym śmiechem, który mógł obić mu się pod czaszką i zostać z nim na długo. Tak, właśnie w ten sposób zyskiwała najświetniejszych klientów.
Oparła się lekko na ramieniu, a ich spojrzenia spotkały się w półmroku, pełne tajemniczości i obietnic. W tym momencie, wśród dźwięków muzyki i gwaru tawerny, poczuła, że coś się zmienia. Że szum morza, którym umiała zaklinać ludzkie serca i umysły, odzywa się również w niej. Coś, co może przetrwać więcej niż tylko tę noc. Coś, co - mimo ostrzeżeń i niepewności - mogło stać się początkiem nowej drogi.
Odsunęła się szybko, czując jak serce bije jej za szybko. Nierozsądnie. W jej twarzy przebiła się niepewność i zdumienie, gdy przeszła dalej, uciekając wzrokiem od jego oczu do pozostałych klientów. Takie rzeczy się nie zdarzały. Po nalaniu kilku kufli, zerknęła w jego stronę, gdy był gdzieś znów na sali, przy stole z swoimi towarzyszami. Nalała sobie cierpkiego, ziołowego i mocnego likieru i wychyliła duszkiem, aby rozgrzać się od środka. I dodać dość sił, by wyrzucić wątpliwości z głowy.
Seline
[Dziękuję serdecznie za komentarz. Tak po prawdzie, myślę że Rain jest obecnie na tym etapie, by pozwolić sobie na wiarę, że dopiero gdy zgłębi tajemnicę matczynego porzucenia, będzie potrafiła w pełni zrozumieć istotę daru, który jej przekazała.
OdpowiedzUsuńPS. Zaraz wpadnę na PW z propozycją ustaleń.]
Wieczór był coraz głośniejszy, ciemniejszy, a powietrze cięższe wraz z kolejnym kuflem, który pusty stukał głośno o blat ławy, wołając o napełnienie od nowa. Wśród dźwięków, które wibrowały w powietrzu, i śpiewów, które z każdą chwilą stawały się coraz bardziej wibrujące w deskach tawerny, jej spojrzenie umykało w kierunku mężczyzny. Odszedł od niej, zdziwiony. Nie złapany.
OdpowiedzUsuńJej ruchy, choć szybkie i precyzyjne, zdawały się mieć w sobie coś więcej niż tylko rutynowy obowiązek i wprawę. Była miękka i surowa zarazem, jak tajemniczy zapomniany port, w którym każda fala niosła swoje sekrety, a każdy gest krył w sobie coś nieuchwytnego. Jak krzyk, którego nikt nie usłyszy.
Na moment odwróciła się, by podać kolejny kufel nie za barem, ale na środku sali, przemknęła po tawernie płynnie, jak piasek wniesiony przez wydmy pod jego nogi i właśnie wtedy on zaśpiewał, a ich spojrzenia się spotkały. Seline zwolniła, ale nie zatrzymała sie. Kilka jej kosmyków zatańczyło niby na wietrze wokół drobnej jasnej twarzy, a kobieta znalazła się bliżej. W jej oczach, mimo chaosu i tłumu, które ich otaczały, mógł dostrzec iskrę jakby ukryty szept, którego nikt inny nie słyszał. Ona wiedziała, że jej śpiew go nie chwycił w sidła, a on nie mógł czuć tego, co rozpalił w syrenie. Mimo to, trwało to ledwie sekundę, popatrzyła mu znów w oczy, nim odwróciła się natychmiast, jakby ta chwila była zbyt krótka, by ją zatrzymać, ale i zbyt długa. Jakby to on mógł złapać ją, choć wydawało się to niemożliwe.
Odsunęła się i zamknęła oczy na chwilę, próbując uporządkować myśli. Przesunęła ostatni kufel, który niosła po ławie, dla jednego z jego kamratów. Działo się coś, co szarpało ją w środku, jak gwałtowne, mocne drganie głęboko przy rdzeniu. Ta chwila i to uczucie były jak zagadka, której rozwiązanie wymykało się na każdym kroku spomiędzy jej szczupłych palców. Czuła, że za męskim uśmiechem, spojrzeniem i głosem kryje się coś więcej – może to samo co w niej... może coś, co trzymało ją przy życiu w tej morskiej otchłani jednak z dala od wody. I choć wiedziała, że to tylko chwila, którą można nazwać zbyt krótką, nie potrafił się od niego oderwać. Jej oczy znów uciekały w jego stronę, a gdy jakieś silne ramię objęło jej talię, nie zdążyła umknąć. Została posadzona na marynarskim kolanie i zakleszczona, co wywołało w niej nagle spięcie ramion i kwaśny nadąsany grymas na twarzy.
W głębi serca poczuła, że musi wstać i uciec i jednocześnie wcale tego nie chce. Nie, kiedy działo się coś, co nie miało prawa się dziać. I czego nie tylko była ciekawa, co po prostu musiała zgłębić. Nie dziś, nie jutro, nie kiedyś. Wątek chwili. Bo w tym tańcu spojrzeń i dźwięków, w tym zamieszaniu ludzi i fal, zrodziła się w niej świadomość, że coś ją do niego przyciąga – jak magnes, który nigdy nie pozwoli odejść do końca.
On śpiewał, a ona słuchała. Męskie ręce, trzymające ją coraz śmielej miały czelność sięgać dalej, a Seline trwała w bezruchu. Nie zauroczona. Nie zaklęta. Wciąż jedynie zdumiona i bez mocy. Wiedziała tylko, że to, co się rozbudziło między nimi, jest jak morski sztorm – nieprzewidywalne, potężne i nie do zatrzymania.
Seline