W Ossanorze jej imię nie brzmi jak imię. Raczej jak westchnienie, które wymyka się ustom, gdy noc jest zbyt cicha, a morze zbyt czujne. Wypowiada się je rzadko. Szeptem. Tak, jakby samo miasto nasłuchiwało.
Safyiah.
Mówią, że była tu zawsze. Albo że pojawiła się dawno temu, zanim obecne mury zdążyły popękać, zanim sól zdążyła wgryźć się w kamień. Przyszła bez zapowiedzi, jak przypływ, którego nikt nie oczekuje. I została. Nie na stałe, lecz na zawsze. Bo choć znikała na długie lata, wracała niezmienna, jakby czas omijał ją szerokim łukiem, jakby nie śmiał dotknąć jej twarzy.
Widziano ją przy nabrzeżu, gdy mgła gęstniała tak bardzo, że latarnie traciły sens. Widziano ją na wąskich uliczkach, gdy deszcz obmywał bruk, a miasto oddychało wolniej. Pojawiała się tam, gdzie kończyła się nadzieja, i znikała, zanim zdążono zapytać o imię.
Bo imienia nie zdradza. Nigdy prawdziwego.
Ci, którzy spotkali jej spojrzenie, noszą je w sobie do końca życia. Mówią, że patrzy tak, jakby znała ich od zawsze. Jakby pamiętała sny, których nigdy nikomu nie opowiedzieli. Pragnienia ukryte głębiej niż strach. Życzenia, które nie miały odwagi stać się słowami. A ona widzi je wszystkie. Bez ocen. Bez zdziwienia.
Pomaga. Zawsze pomaga. Uleczy to, co gnije od środka. Wskaże drogę, gdy każda inna prowadzi w mrok. Czasem przewidzi to, co nieuniknione, innym razem zmieni bieg zdarzeń jednym, ledwie dostrzegalnym gestem.
Zapłatę przyjmuje dziwną. Skórzany rzemyk, woreczek suszonych ziół, bryłkę ziemi wyrwaną z czyjegoś podwórza. Czasem nic. Jakby wartość rzeczy mierzyła inaczej. Jakby wiedziała, że to, co naprawdę cenne, rzadko da się przeliczyć.
Krąży pogłoska, najcichsza ze wszystkich. Ta, której nie mówi się głośno nawet w tawernach. Że jeśli przyjdziesz do niej bez kłamstwa w sercu, bez chciwości w dłoniach, jeśli poprosisz nie o więcej, lecz o to, czego naprawdę pragniesz… Safyiah spełni życzenie. Bez ceny. Bez śladu. Bez powrotu do tego, kim byłeś wcześniej.
Dlatego mieszkańcy Ossanoru boją się jej i szanują jednocześnie. Bo wiedzą, że nie jest ani dobra, ani zła. Jest czymś starszym. Głębszym. Prawdziwszym. A gdy znów zniknie, miasto oddycha spokojniej. I jednocześnie czegoś mu brakuje.
Mówi się, że lepiej jej nie szukać. Ale gdy ona sama stanie na twojej drodze, lepiej nie odwracać wzroku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz